poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Dziwadełka i ciekawostki japońskie

Pewnie część z Was czekała na ten wpis. Wszak mówi się, że w Japonii jest tyle dziwności. My choć byliśmy tam bardzo krótko (zdecydowanie za krótko) to kilka ciekawostek zwróciło naszą uwagę. 

Pachinko
Pachinko (czyt. Pacinko) - to gra, na której punkcie oszaleli Japończycy. Automaty do pachinko są obowiązkowym elementem każdego salonu gier (a tych jest wiele). Na wstępie dostaje się kilkaset metalowych kulek. Zabawa polega na takim sterowaniu prędkością i częstotliwością wyrzucania kulek na planszę, aby jak najwięcej kulek dostało się do odpowiednich miejsc. 
Po trafieniu kulkami do odpowiednich otworów, dostaje się... kulki, które następnie można wymienić na punkty lub nagrody rzeczowe (oficjalnie hazard jest zakazany), ale często owe nagrody w budyneczku obok można wymienić na gotówkę. 



Gracze wygrywają wielkie pojemniki kulek...

W takich salonach bywało tłoczno (a najliczniejszą grupę stanowiły osoby dorosłe i starsze). W środku panował niesamowity jazgot od tych wszystkich maszyn i setki kolorowych, migoczących światełek. Myślę, że gdybym tam była chwilę dłużej, wpadłabym jakiś w trans. Czasem za graczem pojawiała się jedna lub kilka młodych, ładnych Japonek. Nie były to przypadkowe dziewczyny ale zwyczajne pracownice salonu. Ich zadaniem było kibicowanie graczowi i cieszenie się z jego sukcesów. Wszystko po to, by przy takim dopingu wydał więcej pieniędzy. Po opuszczeniu lokalu, dziewczyny wybierały innego delikwenta, aby mu pokibicować.

Jeny
W Japonii obowiązują jeny (YEN). Same banknoty wyglądają, jakby były zaprojektowane 50 lat temu. Niemniej, wbrew pozorom, yeny są bardzo ładne, i zdjęcie tego nie oddaje, zwłaszcza portretów pojawiających się jako znaki wodne w tych owalach na środku każdego banknotu.

10 000 jenów czyli jakieś 310 zł
Za: http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/a/a7/10000_yen_note.JPG

Widać, że ludzie o pieniądze dbają, ponieważ wszystkie banknoty, które przewinęły nam się przez ręce, były jak nowe (co najwyżej były złożone na pół). W porównaniu do filipińskich pesos, gdzie banknoty bywają tak brudne, że czasem trudno rozpoznać nominał - była to doprawdy miła odmiana.  
Cmentarz
Na cmentarzach też było kuriozalnie, no jak inaczej nazwać sytuację, gdy ktoś zmarłemu przynosi w prezencie puszkę piwa i stawia na nagrobku?



Automaty z napojami

Automaty z napojami zdominowały ulice Kioto i Osaki. Były na każdym kroku, nawet na małej, zapyziałej, osiedlowej uliczce.


Można w nich było kupić przede wszystkim gorącą(!) kawę w puszce, zimną zieloną herbatę albo zwyczajne piwo, a czasem nawet gotową zupkę instant. Obok takiej maszyny stał kosz na śmieci. I często to były jedyne pojemniki na odpady w okolicy. Japończycy gardzą jedzeniem i piciem w ruchu. Uważają to za straszny nietakt. Dlatego jeśli kupiłeś kawę w automacie, to ją w tym miejscu powinieneś wypić a śmieci wyrzucić do kosza. Człowiek biegnący rano do pracy, zagryzając w biegu drożdżówkę - nie, to nie tutaj. 


Chodniki
Mimo braku koszy na śmieci ulice były czyste i zadbane. Choć dla mnie - zdecydowanie za mało zielone. Brakowało mi tam jakiejś spontaniczności, drzewa przed domem czy dzikiego krzaka na poboczu. 
Z innych ciekawostek - na wąskich ulicach chodniki nie były na podwyższeniu jak u nas, a od jezdni oddzielał go tylko pas farby. Było to o tyle praktyczne, że w razie potrzeby (np. przejazdu szerszego pojazdu) można było taki pusty chodnik wykorzystać jako rozszerzenie jezdni. Było to też wygodne dla rowerów (te poruszają się po chodnikach), bo nie miały problemów z krawężnikami, podjazdami itd.

J/japonki
Japonki są zazwyczaj ładne. I dosyć elegancko się malują. I bardzo chętnie noszą wysokie obcasy, choć same nie są tak niskiego wzrostu jak inne Azjatki. Lubiłam na nie patrzeć, na pewną estetykę w ich stroju. Jedyne co mnie bawiło, to skarpety. Zarówno kobiety jak i mężczyźni nie lubią pokazywać stóp, za to lubią buty - japonki. Rozwiązaniem były odpowiednie skarpety - tabi, zaprojektowane specjalnie do tychże butów, w zdecydowanej większości były to skarpety białe.


Mapy
To że północ jest na północy u Japończyków wcale nie jest oczywiste. Co mam na myśli? Otóż mapy zazwyczaj wcale nie były zorientowane na północ, tylko w kierunku, w jakim stał słup z mapą, np. za południowy zachód.  


Zdarzały się też mapy z zaznaczonym południem, a nie północą. Czytanie  zatem należało rozpocząć od znalezienia kierunków.

Maseczki
Ludzie bardzo często noszą maseczki ochronne, ale to nie dlatego, że boją się ptasiej grypy a raczej nie tylko z tego powodu. Wielu Japończyków żyjąc w sterylnych warunkach padło ofiarą różnych alergii, a zwłaszcza na pyłki. Dlatego teraz, kiedy kwitną wiśnie, wielu mieszkańców próbuje się pyłków odseparować. 


  


Ba, nawet 3-letnia Mia - córka naszego gospodarza w Osace, miała lalkę z maseczką…

Dla mnie to było troszkę dziwne, zwłaszcza jak dwójka ludzi ze sobą rozmawiała. Taka maseczka utrudniała odczytywanie mimiki, a Japończycy i tak nie grzeszą przesadnym okazywaniem emocji. 


Toalety
Nie mogłam nie poruszyć tego oczywistego wątku. Toalety są tutaj bardzo zaawansowane technologicznie. Tak bardzo, ze czasem się człowiek musi nieźle zastanowić, jak z takiej skorzystać i nie zrobić sobie krzywdy. Wiecie, że dzięki nowoczesnym sedesom w wielu przypadkach nie ma potrzeby używania papieru toaletowego? 
Taki sedes potrafi człowieka po załatwionej potrzebie umyć cieplutką wodą, wysuszyć a nawet wypachnić! Obok sedesu jest zazwyczaj pilot z kilkoma a czasem kilkunastoma przyciskami. I oczywiście wszystkie opisane po japońsku. Wszystkie! Więc było trochę zabawy, gdy tak człowiek odkrywał nowe możliwości…


I to co bardzo mi się spodobało, to popularne umywalki nad sedesem.
Po uruchomieniu spłuczki, z kranu płynęła czysta woda, która napełniała zbiornik.  Można było od razu sobie ręce umyć. Ale co zabawne, deski sedesowe były często podgrzewane i bardzo czyste, a woda w tymże kranie zimna i często bez mydła. 

A końcówka papieru toaletowego była składana w trójkącik. I nie bardzo wiem po co.  Żeby kolejnej osobie było milej? A może bo takie zagięcie papieru sprawia, że wygląda to estetyczniej? 

O i inne kuriozum. W toaletach publicznych (jest ich bardzo dużo i są bezpłatne) zazwyczaj nie było suszarki do rąk ani ręczników papierowych. Ot, Japończycy chodzili ze swoimi malutkimi ręcznikami, właśnie na taką okazję.


Cisza
Wspominałam już o tym, jak cicho było w Kioto i Osace. Przykładowo, ludzie nie rozmawiali w środkach komunikacji przez telefon a nawet dzwonki komórek odzywały się rzadko i nieśmiało. A w pociągach, przy miejscach siedzących przeznaczonych dla osób starszych i matek z dziećmi, była wprost informacja, że to strefa ciszy i w telefonie należy wyłączyć dźwięki. 
Ale to nie oznacza, ze Japończycy z telefonów nie korzystają, wręcz przeciwnie. Po prostu więcej piszą niż rozmawiają.


Jedzenie
W sklepikach można kupić od razu gotowe omlety, miseczki ryżu czy całe zestawy lunchowe a po zapłaceniu obsługa sklepu jedzenie szybko odgrzewała. Konsumpcja zatem następowała praktycznie tuż obok sklepowych półek, na wyznaczonej do tego celu przestrzeni. 

Bento - to popularny zestaw obiadowy, który dobra żona powinna przygotowywać mężowi do pracy. Bento składało się z kawałków różnego jedzenia i też było do kupienia w bardzo wielu wariantach (to dla tych co małą złe żony). 


Wiele restauracji prezentowało na wystawie atrapy jedzenia, które wyglądały jak prawdziwe. Atrapa piwa miała piankę, a w sztucznym rosole pływały oka. Gdy człowiek spoglądał na coś takiego, od razu robił się głodny. 


A faktyczna potrawa wyglądała jak te na witrynie. Żadnej ściemy!


Lody, jak i ogólnie słodycze, Japończycy robią naprawdę pyszne. Chyba najlepsze, jakie w życiu jadłam. A ciastka i lody herbaciane - pychota!


Na widok takich pyszności od razu byliśmy głodni

Na obiad i kolacje często spożywa się zupę rybną miso oraz rosołopodobne udon lub ramen - są to zupy z odpowiednim makaronem i różnymi dodatkami, np. pływającym na wierzchu omletem albo dziwnymi grzybami. (Udon ma makaron bardzo gruby, ramen - cienki, prawie jak zupki "chińskie", które nota bene zostały wymyślone w Japonii i mają swoje własne muzeum)


Zupa miso

Grzybki też tam mają fajne:


Ramen i udon zazwyczaj są serwowane w małych barach, oznaczonych dużymi lampionami, bez drzwi, za to z przysłoniętym od góry wejściem (tak, że człowiek przekraczając próg musi się schylić). Wewnątrz podłużne lady dookoła kuchni. Tak więc na bieżąco widać, co właśnie przygotowuje kucharz. Japończycy potrafią jeść mlaskając przy tym głośno. 

Wieczorami zmęczeni godzinami spędzonymi w pracy, mężczyźni lubią sobie odpocząć przy szklaneczce sake. Może być podawana na ciepło, albo na zimno i zawsze ze spodeczkiem. Po co? Bo jak nalewają sake, to zazwyczaj nalewają więcej niż się mieści w szklaneczce i nadmiar spływa na spodek. To na dowód, że kelnerzy nie próbują na kliencie przyoszczędzić. 


Raz będąc w malutkiej restauracji zamówiłam sobie do sake smażony korzeń lotosu. A że nie wiedziałam co to jest, nie miałam specjalnych oczekiwać. Spokojny tymczasem zamówił tofu (polskie tofu nie przypomina w smaku tego japońskiego czy filipińskiego). Przyszła pierwsza potrawa, wyglądała dziwnie, więc stwierdziliśmy, ze to pewnie ten korzeń. I zjadłam z apetytem choć smakował dziwnie znajomo. Po jakimś czasie  oczekiwania Spokojny zapytał, kiedy na stół dotrze jego tofu, a pani grzecznie wyjaśniła, że przecież już je podała a, że ja zabrałam i zjadłam…. No cóż, tofu było istotnie lepsze niż korzeń, który za chwilę pojawił się na stole. Za to porcje tak malutkie, że mimo, że zapłaciliśmy dużo za przeciętny smakowo obiad, wyszliśmy niezbyt najedzeni (ale za to trochę po sake wstawieni).

Następnego dnia w innej knajpce zamówiliśmy udon. I ze skrajności w skrajność, zamiast, jak się spodziewaliśmy, małej miseczki zupy z makaronem, dostałam wielką ciężką michę, w które był przynajmniej litr zupy. A myślę, że więcej.


Udon z grzybami

A z ciekawostek: Można kupić sobie bułkę nadziewaną sałatką ziemniaczaną, albo….


...z makaronem! Do tego sałatka, omlet i trójkącik ryżowy


Albo... 


gorącą bułkę zimnymi lodami, 
czyli koszmarek dla ludzi z nadwrażliwymi zębami.

Albo…. 


...lody o smaku wody sodowej.


Parasole
W deszczowy dzień można było odnieść wrażenie, że w Japonii występuje tylko jeden rodzaj parasola - przezroczysty z białą rączką.  Można je było kupić praktycznie w każdym sklepie wielobranżowym i spożywczym, a także w automatach.  A jakby się człowiek trochę postarał (choć nie jakoś tak bardzo), to by sobie jakiś znalazł, np. stojące gdzieś na ulicy przy przystanku autobusowym. 

Automat z parasolami

Wchodząc do co lepszych centrów handlowych można było parasol włożyć do odpowiedniej maszynki, która nakładała na niego foliową torbę, tak żeby podczas zakupów nic nie kapało na podłogę. 

A tam, gdzie parasol trzeba zostawić przy wejściu zdarzały się stojaki - z zabezpieczeniami na kluczyk, tak żeby nikt nam (wyłącznie przez pomyłkę) parasola nie zabrał. 



A zresztą - nawet jakby ktoś zabrał nie swój parasol, to pewnie by się nawet nie zorientował, bo większość wygląda podobnie. 


A na zakończenie: 


Tak. sukienkę ślubną można sobie kupić… w kiosku. 

PS. A na dowód, że w Japonii wszystko jest możliwe: 


Czyli sklep otwarty od 10:00 do 26:00.
(:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz