poniedziałek, 2 lutego 2015

Thamel

Ruszyliśmy zwiedzać miasto. A właściwie dzielnicę Thamel, w której byliśmy. To najbardziej turystyczna część miasta, chyba też najstarsza i żyjąca głównie z turystyki. 
Zwróćcie uwagę na ilość reklam. Jest ich bardzo wiele, również dlatego, ze w Kathmandu nie stosują numeracji budynków. Zatem trzeba się reklamować, żeby być znalezionym przez zbłąkanego turystę.
Ponieważ sezon turystyczny zacznie się dopiero za kilka tygodni, każdy turysta jest na wagę złota (a właściwie wagę swojego portfela), zatem każdy straganiarz i sklepikarz chciał nam coś sprzedać. Potrafili być bardzo natrętni i iść za nami pół kilometra. A mówili jak nakręceni, widać wprawieni w takich bojach. A my, zdecydowanie mniej bogaci niż wszyscy zakładają, nie mieliśmy aż tyle pieniędzy, żeby to wszystko kupować, mimo, że ceny tutaj są przyjemne, (choć dopiero po wytargowaniu, bo dla turystów wszystko minimum 300% drożej. Zazwyczaj targowaliśmy do 200%, widząc, że ludzie tu żyją skromnie i biednie). 
Filcowe buciki
Nie lubimy natomiast wszelkiego ściemniania, ukrytych kosztów, krętactwa. A niestety było tutaj tego sporo. Przykładowo, sprzedawcy wkręcali, że nas kojarzą, że byliśmy z nimi w tym samym barze w Pokharze (bardzo turystyczne miasto), i że chcieli z nami pogadać, ale było za głośno. No, ale nas znają, więc dadzą nam dobre ceny… Nawet jeśli w Pokharze nie byliśmy, to i tak oni nas tam spotkali… :D 
Thamel
I często, gdy coś nam chciano sprzedać, a my byliśmy temu niechętni, to nagle stwierdzano, że to właściwie nie jest sprzedaż, a dotacja dla biednych dzieci, bo oczywiście cały zysk zostanie przekazany sierotom, itd. A im bardziej byliśmy nieustępliwi, tym więcej niby te sierotki biedne miały uzyskać...

Wszyscy chcieli na turystach zarobić a widać, że ruch turystyczny bardzo znikomy (za to Nepalczyków wszędzie pełno). Każdy sklepikarz, dosłownie każdy, wołał: wejdź do mojego sklepu, zobacz, co mam, to nic nie kosztuje, po prostu wejdź i zobacz. I tak 40 razy na jednej ulicy. Więc jednak to kosztuje – ich i nasz czas… Przykre to było, a my też nie mieliśmy czasu ani chęci oglądać kolejno 40 podobnych sklepików, po to, by za chwilę skręcić w inną ulicę i zaczynać wszystko od początku. Z punktu widzenia Nepalczyków, kiepscy z nas turyści.
Thamel
Bardzo szybko poczuliśmy duże zmęczenie. Zwłaszcza ja, bardzo nielubiąca takiej natarczywości. Poza tym, nadal czułam się jak w zupełnie innym świecie. 
Przez wąskie uliczki przedzierały się taksówki, riksze, motory, trąbiąc przy tym okropnie.

A że ruch tu jest lewostronny, miałam okropny odruch odskakiwania nie w tę stronę, co trzeba. Szaleństwo. Sposób jazdy typowo azjatycki - czyli jest jedna zasada: kto jest większy lub głośniej trąbi ten ma rację/pierwszeństwo. Przykładowo, znalazłam niskie przejście między podwórkami:


I zaraz musiałam uciekać, bo wjechał tam motocyklista, trąbiąc niemożebnie!


Wśród ulicznych labiryntów, wąskich przejść, ukrytych podwórek, spotykaliśmy liczne świątynie hinduskie i buddyjskie. 
80% Nepalczyków wyznaje hinduizm

Buddyści stanowią 10% społeczeństwa
Spacerowaliśmy, chłonęliśmy miasto. Aż spotkaliśmy Domingo, który podszedł do nas i powiedział tak: Cześć jestem Nepalczykiem i uczę się angielskiego, chcę ćwiczyć język, czy mogę sobie z Wami pospacerować i po prostu pogadać? O. I faktycznie rozmawialiśmy sobie sporo, oprowadzał nas po okolicy, było to fajne i miłe. Domingo, jak twierdził, studiował sztukę malowania mandali i zabrał nas do swojej szkoły - czytaj sklepu z mandalami, który na zapleczu miał pracownię. Aaa.. to o to chodziło? O sprzedanie nam czegoś? Ech. Ale uprzedziliśmy go już na samym początku, że jesteśmy bez kasy, odkładamy, na co innego, więc nie planujemy niczego kupować. Ale mandale, które nam pokazano w sklepie były przepiękne.
A co to są Mandale? Cytując za wikipedią: mandala - motyw artystyczny występujący głównie w sztuce buddyzmu tantrycznego, gdzie jego tworzenie a następnie niszczenie jest uważane za rodzaj medytacji i ma duże znaczenie religijne.
Mandala buddyjska to harmonijne połączenie koła i kwadratu, gdzie koło jest symbolem nieba, transcendencji, zewnętrzności i nieskończoności, natomiast kwadrat przedstawia sferę wewnętrzności, tego co jest związane z człowiekiem i ziemią. Obie figury łączy punkt centralny, który jest zarówno początkiem jak i końcem całego układu. Istnieją różne rodzaje mandali. Są mandale oczyszczające, występują też mandale wzmacniające określone cechy lub poszczególne obszary ludzkiego życia. W najszerszym znaczeniu mandale są diagramami, które ukazują w jaki sposób chaos przybiera harmonijną formę.

A tu parę przykładów:



Obejrzeliśmy, zachwyciliśmy się, ale nic nie kupiliśmy. Mimo to, Domingo nie wyglądał na rozczarowanego (raczej przyzwyczajonego) i towarzyszył nam w dalszych spacerach. Na koniec odprowadził nas pod hostel i umówiliśmy się na wspólne zwiedzanie następnego dnia. Zapytaliśmy, co chce w zamian – a on powiedział, że najlepiej za trochę jedzenia dla jego rodziny. Oczywiście zgodziliśmy się.

Tyle, że następnego dnia, czekaliśmy na niego ponad pół godziny, a Domingo się nie pojawił. Pewnie znalazł bardziej rozrzutnych rozmówców… Zatem sami ruszyliśmy na zwiedzanie tego szalonego miasta. 

Muszę przyznać, tak na marginesie, że przez pierwsze dwa dni w Kathmandu czułam się bardzo zagubiona. Jakby ktoś mnie wrzucił na inną planetę... Ten ogrom dźwięków, kolorów, świątyń, nachalność sklepikarzy, nadmiar zapachów - to wszystko oszałamiało i.. przytłaczało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz