Komunikacja Filipinach opiera się na jeepney’ach - starych półciężarówkach wojskowych. (W czasie II wojny wojska amerykańskie pomogły
Filipińczykom wyzwolić się z japońskiej okupacji i de facto wiele amerykańskich
baz wojskowych działa tu po dziś dzień, a ich półciężarówki zapoczątkowały modę
na jeepney'e).
Dworzec jeepney'owy |
Każdy jeepney jest inny, inaczej pomalowany, inaczej wystrojony.
Absolutnie każdy jest inny. Jedne - względnie czyste, kolorowe, z masą trąbek z
przodu, z umcy umcy w środku, inne pordzewiałe, brudne, śmierdzące i nadal
jedyne w swoim rodzaju. Plany podróży najczęściej są namalowane fantazyjną
czcionką na zewnątrz pojazdu, do tego z tyłu „How Am I Driving?” z numerem
telefonu i jakieś hasło z przodu. Po prostu - pojazdy z duszą.
Jeepney’e na szczęście mają swoje ustalone trasy, a miejsca przystanków
są dość płynne, (właściwie to praktycznie nie ma przystanków) - chcesz jechać,
to machasz i kierowca się zatrzymuje, na lewym pasie, na środkowym pasie, pod znakiem "zakaz zatrzymywania", ot wszędzie tam, gdzie się można zatrzymać (choć niekoniecznie wolno). Zresztą policjanci tutaj jakby zupełnie nie zauważali jeepney’ów
i ich zasad poruszania się na drodze, którą jest np. nieużywanie
kierunkowskazów.
Przednia szyba jest tak oblepiona tabliczkami z różnymi informacjami, że
czasem się zastanawiam, czy kierowca w ogóle coś widzi..
Jeepney'e przewożą również bagaż na dachu |
Ze względu na naszą bladość jesteśmy charakterystycznymi pasażerami i
zazwyczaj kierowca pamięta gdzie nas wysadzić. Wystarczy również zamachać albo
zapukać w sufit i krzyknąć "para!" a w lepiej wyposażonych jeepney’ach
pociągnąć za sznurek, rozciągnięty pod sufitem.
Wsiada się do jeepney’a od tyłu, nie ma tam żadnych drzwi, a okna są bez
szyb (i całe szczęście, bo taka przejażdżka pozwala się trochę przewietrzyć i
schłodzić). Najczęściej jeżdżą na ropę i palą tyle, co 50 osobowe klimatyzowane autobusy. Oficjalnie powinny przewozić do 16 osób. Oficjalnie :)
Po obu stronach jeepney'a są podłużne ławki. Po wejściu siada
się możliwie najbliżej kierowcy i płaci za przejazd. Gdy wsiada dużo osób to
jedni przez drugich podają pieniądze do przodu. Za każdym razem, gdy ktoś wysiądzie,
pozostali przesuwają się do tyłu, tak by zwolnić miejsce najbliżej kierowcy.
Jeepney i kabelki |
Obok kierowcy też zmieszczą się osoby dwie lub trzy (+ dzieciaki) i są
to miejsca o wyższym standardzie, dlatego czasem trzeba sobie na nie zapracować
i taki pasażer z lepszą miejscówką wyręcza kierowcę w pobieraniu opłat, wydaje
resztę albo krzyczy i nagania kolejnych pasażerów. Widać tutaj znacznie wyższe
zaufanie społeczne – osoba wydająca resztę ma dostęp do całej kasy jeepney’a,
również bardzo rzadko się zdarzało żebyśmy dostali mniej reszty niż nam się
normalnie należało (a, jak pisałam, biali są tu uznawani za bogatych ludzi).
Jak jeepney jest zapchany, to z tyłu pojazdu, stojąc na stopniach lub
zderzaku zawsze jeszcze się ktoś zmieści... Spokojny już to testował i bardzo
mu się podobało!
Opłaty są stałe, za przejazd do 4 km płaci się 8 lub 8,50 peso później
około 2 pesos (15 groszy!) za każdy kilometr. Dziecko, dopóki siedzi na kolanach, jedzie za darmo, jeśli z kolan zejdzie, to już za przejazd rodzic musi zapłacić. Pierwszeństwo mają osoby starsze, więc jeśli jest tłok, kierowca może kogoś wyprosić, żeby dla staruszka zrobić miejsce.
I powiem Wam tak: normalnie, w Polsce, za żadne skarby nie wsiadłabym do
takiego samochodu, który ma z 50 lat, żadnych zabezpieczeń, w którym jak się
wyprostuję dotykam głową do sufitu, któremu przydałoby się solidne odkażanie, w
którym jedzie zdecydowanie więcej osób niż przewidywały plany producenta. Do
samochodu, w którym z sufitu zwisają niezabezpieczone kable, prędkościomierz i
większość wskaźników nie działa, hamulce piszczą a kierowca jeździ jakby był
panem szosy (co jest tym ciekawsze, że tu wszyscy tak jeżdżą i swoim małym
rozumkiem jeszcze nie ogarniam, jakim cudem oni wszyscy się jeszcze nie
pozabijali). Normalnie, w Polsce bym do takiego pojazdu nie wsiadła. Tutaj
uważam, że jeepney’e są świetne, klimatyczne, urokliwe, przede wszystkim
dlatego, że są niepowtarzalne.... i z duszą….
A teraz zagadka:
Ile maksymalnie osób jechało razem z nami w jednym
jeepney'u? (wraz z dziećmi, w środku, tj. nie wliczając zderzaków)?
Na odpowiedzi tu na blogu, czekamy do środy do 22 naszego czasu.
Zwycięzcy wyślemy pocztówkę :)
42 osoby razem z Wami :)
OdpowiedzUsuńBasia
33. Nawet jeśli nie wygram, to i tak mi obiecałaś pocztówkę (o ile nie będzie kosztować miliona pesos) :)
OdpowiedzUsuń36.
OdpowiedzUsuńPiotr
44. :) Mam nadzieję, że tak czy inaczej jakąś malutką pocztóweczkę dostanę :)
OdpowiedzUsuń30 osób, 2 kury, indyk i worek ziemniaków!
OdpowiedzUsuńMarcin
35, w tym część pasażerów łuskała groch:)
OdpowiedzUsuńPojemne są na pewno te pojazdy:)
Kasia Badurasia :)
Uwaga uwaga, rozwiązanie konkursu :)
OdpowiedzUsuńPadła jedna prawidłowa odpowiedź - jechało 35 osób :) (aczkolwiek żadna nie łuskała grochu).
Było ciasno, było tłoczno, było wiele radości :)
Pocztówka powędruje do Kasi Badurasi, (jak tylko odnajdziemy pocztę, bo chyba nie wynaleziono tutaj czegoś takiego jak skrzynki na listy...)
łał!! chyba mogę pójść i obstawić totolotka:)
OdpowiedzUsuńdzięki:) będę zatem oczekiwać listonosza:)