Tym, którzy mają wątpliwości, przypominam, że już wróciliśmy na Filipiny.
Nepal - to raj dla wegetarian - przynajmniej połowa potraw oferowanych w restauracjach czy przydrożnych jadłodajniach jest bezmięsna - przede wszystkim dlatego, ze wielu Nepalczykom wegetarianizm nakazuje religia. Dlatego menu jest zawsze dokładnie opisane i nikt nie próbuje klientowi wcisnąć kurczaka, twierdząc, że to nie mięso. Cóż za fantastyczna odmiana po mięsożernych Filipinach!
Warzywa w Nepalu były przepyszne - rolnictwo jest tam na całe szczęście jeszcze nieskażone środkami owadobójczymi, opryskami i innymi świństwami. Czosnek śmierdział czosnkiem, marchewka była soczysta, a pomidor smakował jak pomidor! (Może mój zachwyt wyda się Wam na wyrost, ale na Filipinach pomidor smakuje jak wata, cebula wcale nie jest ostra, a czosnek, sprowadzany z Chin, z prawdziwym nie ma nic wspólnego).
Targowisko |
Kuchnia nepalska jest przesiąknięta wpływami z Tybetu, Indii oraz Chin i Japonii, zatem wybór potraw był naprawdę ogromny.
Popularne są chińskie pierożki Momo, podobne do naszych polskich pierogów. Przygotowywane na parze, gotowane lub smażone, z dowolnym nadzieniem (choć nie spotkaliśmy w wersji na słodko).
A to już Momo-zupa:
Będąc jeszcze w Pokharze, znaleźliśmy cudowną małą restaurację, która serwowała tak dobre jedzenie, że za każdym razem po kolacji szłam do kucharki osobiście jej podziękować. A jedliśmy tam m.in.
Tempura - tutaj jako marynowane, a następnie smażone warzywa |
Chowmein - smażony makaron, tutaj z dodatkiem jajka (czyli pokrojonym omletem) |
Nazwy nie pamiętam, ale był to ryż z warzywami i jajkiem w zupie curry |
Hot and sour soup - czyli pikantna (ale też gorąca) i kwaśna zupa. Bardzo rozgrzewająca. |
Czasem jedzenie było dla nas sporą zagadką. Jak dostaliśmy na przykład pokazaną niżej potrawę, która wyglądała jak mięso.
Dziwne grzyby, dziwnie przyprawione, ale nie wywołujące żadnych efektów halucynogennych |
A to już tybetańskie pierogi z nadzieniem warzywnym i zupa pomidorowa |
A to kotlet warzywny! |
Sałatka z kurczakiem |
Zupa z tofu |
To akurat był lekki niewypał - jajecznica z dużą ilością mleka i jeszcze większą ilością cukru |
Nepalczycy jedzą przede wszystkim dużo ryżu z różnymi sosami curry oraz warzywa. Piją przeraźliwie słodką herbatę z mlekiem jaka i przyprawami (kardamonem, cynamonem, pieprzem). Ser z jakowego mleka jest bardzo smaczny, choć pachnie niezbyt zachęcająco.
A na koniec: potrawa raczej zwyczajna, ale klimat miejsca bardzo nepalski. Bo choć kucharz nie mówił po angielsku, był całkiem komunikatywny i cieszył się, że Spokojny nie je mięsa - bo jego zdaniem, ludzie nie mają prawa zabijać zwierząt, kiedy mają tyle warzyw i roślin do jedzenia.
Szef kuchni w swojej kuchni |
Placek hinduski z ostrym sosem curry i bliżej nieokreślonym zielonym sosem |
Każda miska kryła inną dziwną potrawę |
Zwróćcie uwagę, na końcu stołu jest worek z kulkami - są one puste w środku. Spróbowaliśmy ich raz u Pana sprzedającego je prosto z bagażnika rowerowego. Otóż do takiej kulki Pan wkładał dłonią warzywne nadzienie, następnie zanurzał tak powstałą potrawę w wiaderku z pikantnym sosem i przekładał do służbowej miseczki. I wszystko jedną i tą samą dłonią, którą również wydawał pieniądze. Ale żeby nie było, Pan miał ręczniczek do przecierania rąk, który również podsuwał klientom do wytarcia ich dłoni, i którym przecierał po nich miseczki. Ale nasze żołądki, jak zwykle, przetrwały to bez problemu. I niech tak zostanie :)
Oj tak, z Nepalu wróciliśmy bogatsi we wspomnienia i... dodatkowe kilogramy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz